Humor totalnie zły. To jeszcze pewnie po wczoraj. Istota bezosobowa napisała, że jestem egoistką. Nie wprost, ale ogólny kontekst tak wyglądał. To boli. Cholernie. Kolejna osoba. Nie wiem, czy napisała bo tak myśli, czy dlatego, że miała taki dzień. A może jedno i drugie? Przeżyłam przez to totalną załamkę. Miałam ochotę ryczeć, drzeć się i zniknąć. Nie istnieć. Wreszcie mieć święty spokój. Dzisiaj w szkole podobnie. Tyle, że zamiast tych trzech rzeczy po prostu miałam doła, przeplatanego z czarnym humorem. No ale dałam radę.
Dzisiaj po szkole? Mam dość. W dwie strony piechotą, pięć minut w domu i dalej. Z mamą do urzędu, potem po oc do auta, na zakupy i po ramki do tablic. A to wszystko na jednej kromce chleba ze szkoły. Nogi mi do tyłka włażą. Mam po prostu dość. Jestem znowu zmęczona. Jedyny taki totalny pozytyw, to że złapałam w pewnym momencie wspólny język z mamą i się powygłupiałyśmy, pożartowałyśmy. :) Jak rzadko kiedy. Ale teraz humor nadal nijaki. Znowu się czuję, jakby grunt usuwał mi się spod nóg. Dzisiaj w szkole chciałam jedynie, aby bezosobowa forma się pojawiła. Przytuliła mnie. Nie mówiła nic. Tylko przytuliła i była. Agnieszka stwierdziła, że nie powinnam tak myśleć. Bo ona w tym momencie nie powinna być dla mnie oparciem. Bo się jeszcze bardziej nakręcam. Nie wiem... Lampka wina to chyba dobra alternatywa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz