sobota, 17 maja 2014

Czlowiek

Dzis zaczne, pewnie jutro skoncze. Ide chyba za rada Eweliny. W sumie jej pomysl nie jest zly... ale o co chodzi prawda? ;) ten post bedzie bardzo nawiazywac do tytulu. Bedzie o czlowieku. Jednym. Ale dla mnie w cholere waznym. Chyba juz sie mozna domyslic o kim. Moze krotki opis. Urodzony w '96 roku, ciut ciemniejsza karnacja (jakby byl opalony), czarne wlosy, cudowne brazowe oczy, ciut wyzszy niz ja, plec meska. Uwielbia plywac, ma celiakie, jest modelarzem samochodow rc, slucha latino i rocka, w ramach nudy jest anarchista i ciagle ironizuje. Jakby tego bylo malo zakochal sie we mnie i jest ze mna od czterech miesiecy, pieciu liczac rocznicami. Ma na imie Przemek i jest moim Chlopakiem przez duze C. Bo na to zasluguje. Zrobil w moim zyciu bardzo duzo w niezmiernie krotkim czasie. Przede wszystkim po prostu jest. Niby nic a jednak az tyle. Jest, kocha i czuje Go przy sobie. Zawsze. Czy dolek, czy zly, czy radosc, czy zlosc. Zawsze gotowy. Nie mowiac o tym ile pomimo bycia dla mnie robi. Wprowadzanie mnie w tajniki modelarstwa, zabieranie na spacery, znoszenie moich nastrojow i prowokacji, granie ze mna w siate, pomaganie mi. Troche jeszcze tego jest. Chyba powoli moge stwierdzic, ze przy Nim mnie juz nic nie zdziwi. Tyle ile juz gdzis tam przezylismy mino wszystko razem, choc tego duzo nie jest, ale jednak. Byly juz lzy, prawie zerwanie. Byly glupawki i chichranie sie jak debilka. Bylo silowanie sie i wspolne granie w siatkowke. Troche przypalow. Ale razem. Kocham tego Chlopaka i teraz nie wyobrazam sobie zycia z kims innym u mojego boku, a tym bardziej zycia bez niego. Byloby zbyt puste, bezbarwne. Zaczynam miec co raz wieksza nadzieje, ze to Ten i ze z Nim uloze kiedys swoje zycie. Choc to bardzo odlegle plany. Poki co za niedlugo jest nasze pol roku, na ktore czekam. (14.06.14) widze tez po sobie, ze przy Przemku dojrzewam bedac caly czas soba. I niech tak zostanie. Choc nie wszystko jest sielanka, jednak On ciagle jest, nie zostawia mnie, a ja Jego. I to jest piekne. A uczucie niech sie umacnia. Juz niczego wiecej nie pragne. Moj Czarny Ksiaze.

środa, 5 marca 2014

Ostatnio

W sumie wychodzi, że rzadko tu zaglądam. Po części z faktu, że mam kogoś, komu mogę mówić wszystko, po części z faktu że trochę ostatnio kiepsko z czasem. Tak w sumie dzisiaj post. Niby zachowany. Niby wszystko ok itd. No i tak w sumie to tak jest. Choć było z tym postem ciężko... Czekolada leżąca w pokoju na stole... naprawdę korciła. A jednak dałam radę. Teraz jeden z moich ulubionych okresów. Okres Wielkiego Postu. Dlaczego? No po prostu to czas aby się wyciszyć, spojrzeć za siebie, popatrzeć na siebie teraz. Posprzątać brud, oczyścić siebie, myśli, życie. Coś zmienić i zacząć od początku. Moje postanowienie? Jest. Moje, prywatne, o którym nikt nie wie i raczej wiedzieć nie będzie.

Za niedługo jeden z ciut ważniejszych wydarzeń w moim chrześcijańskim życiu."Pragniemy, aby Duch Święty, którego otrzymamy, umocnił nas do mężnego wyznawania wiary i do postępowania według  jej zasad. Amen." Zastanawiam się, ile osób powie to szczerze, a ile tymi słowami pożegna się z Kościołem aż do ślubu, lub nawet nie. I przeraża mnie ilość tych drugich osób. Mam jedynie nadzieję, że dla mnie się tak to nie skończy. Dzień ten co raz bliżej, bo już 10.03.2014

wtorek, 25 lutego 2014

Wujek Karol

Istniał sobie pewien człowiek. Na imię miał Karol. Mieszkał w Kędzierzynie. prawie go nie pamiętam. Jedynie zapisał się w mojej pamięci dzięki ostatnim wydarzeniom i opowieści mamy o małej mnie. Więc żył on sobie. Niedawno okazało się, że ma raka, więc zaczął się leczyć na onkologii. Wszytko było dobrze choć miał paskudny kaszel. Skąd wiem? Mieszkał u nas dwa tygodnie. Rzadko kiedy się z nim komunikowałam. Zwykle spał, lub mnie nie było. Tak na prawdę prawie obcy dla mnie człowiek. Więc czemu mi tak smutno? Czemu zamiast przyjąć prawdę do siebie i się z tym pogodzić gdzieś tam cały czas się opieram? Dlaczego boli mnie brak człowieka, który niby nic dla mnie nie znaczył? Raz zjedliśmy razem obiad rozmawiając przy tym. A jednak... Czy mam gdzieś tam pocieszenie? Tak. Moją pierwszą myślą było jak o tym się dowiedziałam "Może to i lepiej. Nie męczy się tak przynajmniej." I gdzieś tam jest w tym racja. Nie męczy się już. Ale jednak ten niewytłumaczony do końca żal zostaje. I pewnie jeszcze trochę się będzie trzymać.

I stało się. Nie jadę na rekolekcje na Annabergu. Płacz... Żal... ale trzeba żyć dalej.... (niestety?). Przemek też nie jedzie... Kochany Chłopiec... Stwierdził, że nie zostawi mnie samej i jeśli ja nie jadę, On też.

czwartek, 30 stycznia 2014

Bezglutenowo

Nowa miłość, nowy początek. I nowe wyzwania. Nietolerancja glutenu drugiej strony. Więc i dla mnie dieta bezglutenowa. Ciekawie. No i jest cel. Poświęcenie. Nie jest ono ogromne. A przynajmniej ja go tak nie odbieram. Najpiękniej obrazuje to definicja miłości, o ile takową można tak naprawdę zdefiniować.
Posiadanie siebie w dawaniu siebie
Czy dużo zmian? I to jak! Ale mama rozumie i chyba nawet mnie wspiera. Więc nie jestem sama. I choćby dlatego wiem, że dam sobie radę. Dopóki będą ze mną ludzie, nie mam zamiaru sobie odpuszczać.

sobota, 18 stycznia 2014

To był piękny dzień...

Piękny dzień
Piękny dzień
Piękny dzień
To jest piękny
Piękny dzień
Piękny dzień
Piękny dzień 
W sumie to był piękny dzień. Piękny bo wszystko się jakoś dziwnie poskładało. Wręcz niemożliwie. Rano jedna lekcja i choć to była fizyka i dostałam kape, było nie tak źle, jak wiem, że mogło być. Później dwie godziny kręgli... Co z tego, że palce bolały.... Zabawa była świetna. Nigdy bym nie podejrzewała, że moja wychowawczyni pobije nas cztery... nigdy... A jednak. Walka, zażarta, okrutna i świetna. Mam nadzieję, że kiedyś będzie powtórka. Później na dokładkę pani pozwoliła nam przenieść poprawę sprawdzianu więc o 13 byłam już w domu. Godzina totalnej laby, czyli zjedzenia obiadu, siedzenia przed TV i spakowania się, a później wyjścia. No a wyjścia gdzie? Oczywiście na meczyk. Z moją rejonówką. Tak szczerze..? Śmiechawa. Pierwszo i drugo gimnazjaliski kontra trzecia klasa....  Zero odbioru, a jedna dziewczyna się tak darła, że na miejscu reszty bym jej powiedziała co myślę o czymś takim. W sumie wygrałyśmy 3:0 w setach. Gdyby to jeszcze był koniec.... Ale nie. Tuż po meczu poszłam do Przemka. Trochę rozmowy i miło spędzonego czasu zawsze dobrze robi. Śmiech, wygłupy i taka.. normalność, to coś, co sprawia, że mi zawsze lepiej. Wróciłam do domu... i to nie koniec niespodzianek. Mama wymyśliła, że pojedziemy odwieść Bejbika na próbę i nie opłaca nam się wracać do domu więc trzeba będzie coś przez godzinę robić.. to co... niedaleko aquapark... :D Więc wygłupiałam się w wodzie przez godzinę z mamą. Nawet wypłynęłyśmy na dwór. Potem ogar... gdyby oczywiście coś takiego istniało w moim wykonaniu. A najpiękniej było, gdy i mi i mamie pod koniec włączył się wredny humor.... ;) Szybki powrót po Magdę i do domu... Gdzie końcówka filmu z ojcem i do spania. Wręcz niemożliwe, żeby ten dzień był tak udany... Choć dzisiaj już sobie odbił za wczoraj, ale mimo wszystko... Był genialny...  

czwartek, 16 stycznia 2014

We are the champions!

Tak się bawi, tak się bawi Trzynastka! Tak się bawi tak się bawi Trzynastka!

Dzisiaj... Boski, cudowny mecz. Jeszcze nigdy takiego nie miałam. Ta gra, akcje. Ja to czułam! Ja tym żyłam! Wszystko jak na zwolnionym tempie. Wiedziałam dobrze kto pójdzie lub nie do piłki, gdzie ona spadnie, jak ją odbić i gdzie. Było niewiele momentów, których nie ogarniałam.  Co nie znaczy, że się nie zdarzały. Ale taki moment np... Leci piłka, została źle odebrana i ten moment, kiedy widzę i czuje, że Kama nie zdąży i ja ją odbijam. To niesamowite poczucie, że jest się na swoim miejscu.

Wygrałyśmy. Jesteśmy w pierwszej czwórce miasta. Teraz przed nami finały. A zrobiłyśmy to same. 6 dziewczyn, które chcą się dobrze bawić przede wszystkim. Na średnim poziomie, bez swojego kapitana. I dałyśmy radę dwóm lepszym drużynom z naszego miasta :D Trenerka tylko brała czas po to, abyśmy chwile odpoczęły i zwykle po to, żeby nam powiedzieć że jest dobrze. Że ładnie się poruszamy, że pomimo małych błędów jest jak najbardziej ok, że mamy szansę to na spokojnie wygrać. I wygrałyśmy. Rozwaliłyśmy jedynkę i salezjankę. Choć z tymi drugimi było trochę ciężko. Ale dobrze im tak. Myślały, że na luzie wygrają... hahahaha. Powodzenia.

Trochę bólu tak naprawdę za taki mecz to nie wiele. Dziękuję Wam dziewczynki :* Ewcia, Roxi, Kasiunia, Kamuś i Olcia :* Bez którejś z Was to nie był by już ten sam mecz

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Żyje, istnieje

Nadal żyje, nadal oddycham i nadal funkcjonuje. Po prostu ostatnio dużo się dzieje i ci, którzy mają o tym wiedzieć wiedzą. Kolejny roczek starsza, kolejny kroczek w przód. Kolejne zmiany, kolejne uśmiechy, kolejne maski, kolejni ludzie. I ciągle się to ciągnie. Może kiedyś jeszcze będzie normalnie.