sobota, 28 września 2013

Frustracja

Ile można. W domu bajzel, nie mieszkam w swoim pokoju. Naprawdę chyba mi się dzisiaj skończyła do tego wszystkiego cierpliwość. To już koniec i wiem o tym, ale to nie zmienia faktu, że mam ochotę siąść albo zająć się sobą i mieć to wszystko głęboko gdzieś. Przynieś, wynieś, pozamiataj, poskładaj, podaj. Po dwóch tygodniach można mieć tego serdecznie dość.

Obudziłam się rano. pierwsza rzecz którą usłyszałam jeszcze w łóżku - umyj podłogę w małym i w kuchni bo się nabrudziło, umyj szafkę z łazienki, umyj płyny z siatki, przygotuj komin do przeniesienia, zacznij znosić części z łóżka. Ja jadę do Praktikera, Obi, Scalaka, Metalowca, po chleb. Mama za chwilę jedzie do szkoły rodzenia. Tak miło się obudzić i usłyszeć "dzień dobry, ładny dziś mamy dzień!". Po prostu cudownie. Zrobiłam prawie wszystko. Południe - składanie łóżka.Milion pięćset zabawy z częściami. Igłami, tulejkami, drabinkami, nogami, śrubkami i całą resztą. Na domiar nudy trzeba było zamocować półki. Buchachachacha. Tu ta półka nie pasuje - rozwalenie połowy łóżka i skręcenie. Po złożeniu drugiego łóżka okazało się że to miała być tamta. Rozwalenie do połowy obydwu łóżek i skręcenie. Dość! Serdecznie dość!

Teraz. Śliczny wieczór. Na dworze ciemno, łóżka poskładane, brakuje tylko materaców, kołder i poduszek. "No, ale to nie koniec roboty. jak na dzisiaj to za mało. Jeszcze rzeczy trzeba przenieść." I szlag człowieka trafia. Pół dnia roboty i jeszcze nie dość. A rzeczy trzeba przeglądnąć itd. I spróbuj wytłumaczyć rodzicowi, że zrobisz to jutro, bo dzisiaj już nie masz siły. To taki rodzic pójdzie do tesco, wróci, zastanie cię grającą na oboju i powie, no, że może by tak zacząć coś robić, jakiś porządek a nie grac na oboju.... Badum cy. Dość........................      

środa, 25 września 2013

Może...

Kolejne dni, kolejne tygodnie, kolejne miesiące. Znowu spotkania, znowu rozmowy, znowu uczucia. Ale uczucia, czas, rozmowy się zmieniają. Choć trochę mnie to przeraża. Coś co niedawno było dla mnie wszystkim, nagle okazuje się czymś zwyczajnym. Gest, ruch, dla którego kiedyś byłabym w stanie prawie zabić dzisiaj mnie prawie nie rusza. Rozmowy, które kiedyś musiałam prowadzić, chciałam prowadzić, dzisiaj aż tak ich nie potrzebuję. No i czas. Wszystko się zmienia. Ja, ludzie. Może czasem za bardzo, za szybko. Niekiedy nie jestem w stanie już tego po prostu ogarnąć. Jakby się to działo po za mną. Czasu znowu brak. Niby go tak dużo, a jednak tak mało. Choć przynajmniej moje życie emocjonalno-psychiczne zaczyna wychodzić na prostą. Pytanie tylko za ile pojawi się kolejny zakręt. Może za niedługo znowu jakieś spotkanie. Może znowu zaczynam żyć chwilą. Może znowu kiedyś zacznę być sobą i się odsłonię. Może....

sobota, 21 września 2013

Siła

Dzisiejszy dzień był mega. Po prostu, szczerze mega. Trochę się wydarzyło, co mnie bardzo cieszy. No ale postarm się zacząć od początku i niczego nie pominąć. :)

Po wstaniu ciężkie mycie głowy w zlewie babci. Niestety remont łazienki nie pozwala na taki luksus jak prysznic, czy nawet w niektórych momentach zwyłe umycie głowy w umywalce. Szybki ogar i z babcią do kościoła na dzień chorych tz. Mszę Świętą z sakramentem namaszczenia chorych. Ksiądz miał piękne kazanie o ślubie. I to nie człowieka z człowiekiem, ale człowieka z Bogiem. Każda Msza święta i każdy sakrament, każda modlitwa i każde cierpienie jest zaślubieniem się z Bogiem. Obietnicą miłości, wierności i uczciwości ducha i serca. Nie zaślubieniem się z cierpieniem czy bulem, lecz właśnie z Bogiem. Później był dla mnie ciężki moment. Sakrament namaszczenia chorych. Na własnej skórze przekonałam się, jak ciężko jest obalić stereotyp. Dokładnie stereotyp "ostatniego namaszczenia". To naprawdę potężna walka, którą można jednak wygrać. I ja wygrałam.

(...) Pojechałam na oazę. Nadal rozradowana i napełniona Duchem. Trafiłam akurat na spotkanie zabaw. Trochę wygłupów i śmiechu później zaczęły się spotkania w grupach. Okazuje się że moja grupa jest obecnie dwu osobowa - ja i moja animatorka. Ale wydaje mi się, że to nawet lepiej. Bo potrafię się otworzyć. Po oazie szybki skok do c ch się przebrać i poprawić makijarz (tusz i korektor). Potem z moimi dziewczynkami na pizze, bo jedna z nich miała ostatnio urodziny. Zaczęło się niewinnie. Rozmowa o tym jak minął dzień, nasze wspomnienia z przed trzech lat. A skończyło się na........... Piwie. :D Jaki rodzaj, która lubi itd itd.

Jak można (chyba) wywnioskować było pozytywnie. Mam nadziejwę, że tych pozytywnych emocji starczy mi na długo. Niestety polscy siatkarze przegrali z Francją 3:1 ;(

Cios w brzuch z 20.09

Porządny cios w brzuch powala na łopatki. Jedno celne uderzenie, albo kilka mniejszych, ale szybkich i celnych. I leżysz. Paradoks mojej sytuacji polega na tym, że ja sama zadaje sobie te ciosy. Nie fizyczne. Wystarczą psychiczne.
                          "Trochę wspomnień z tamtych dni. Biała zima ja i ty"
Wspomnienia. Niby piękne a jak bolesne. Dotyk, szept, pocałunki. Może kiedyś to zblednie, może kiedyś zapomne. Chociaż już wybaczyłam, chociaż się postarałam. Z wspomnieniami nic nie zrobie.

Ostatnio znowu tracę grunt pod nogami. Ludzie, których uważałam za prawdziwych stają się fałszywymi. A może to mój punkt widzenia się zmienił. Osoba,której zaufania pragnęłam, zaczęła mi ufać. Więc dlaczego się dziwnie czuję. Dlaczego chcę się do niej zbliżyć i równocześnie ją odepchnąć. Może to wynik tego, że się dawno nie widzieliśmy. Że gdzieś tam w środku się nie czuję bezpieczna. Że tęsknię za tą osobą. A teraz pewnie się znowu z nią nie zobaczę. Nie wystarcza mi gg, na telefony nie ma czasu. Że chcę, a nie mogę. I choć ostatnio było ok. Wypad na pławniowice z dziewczynami, basen, gitara. To znowu się humor psuje.

czwartek, 12 września 2013

Chyba zaczynam się nienawidzić.

Zaczynam naprawdę mieć dość siebie. Masek. Przeciwieństw. Emocjonalnej huśtawki. Łez, których nie potrafię wypłakać, słów, których nie umiem powiedzieć. No bo ile można? Mam za sobą naście lat życia, gdzie jego jedna trzecia to kłamstwo. I to kłamstwo, które sama stwarzam. Nawet nie potrafię się ogarnąć! Zadaję sama sobie ból, a potem winię innych. Dlaczego to wszystko nie może być proste? Mniej zawiłe, a bardziej przejrzyste? Dlaczego za każdym moim gestem musi iść lawina konsekwencji?! Dlaczego nie potrafię powiedzieć ludziom tego co czuję, bojąc się że ich zranię? Dlaczego muszę aż tak bardzo przejmować się drugim człowiekiem a nie sobą? Zmieniam się dla kogoś, a on nawet nie raczy tego zauważyć. Robię coś, aby było lepiej, a ktoś ma to w dupie. Dlaczego do cholery nie potrafię być egoistyczna?! Dlaczego nie potrafię być sobą mając w dupie innych? Dlaczego?! Dlaczego aż tak bolą mnie niektóre słowa?! Mam po prostu ochotę zniknąć. Zniknąć z powierzchni świata. Może będę sama, może przez to oszaleję, ale wreszcie odpocznę od tego wszystkiego. Wreszcie nie będzie osób które mnie ranią. Jestem przy okazji ciekawa ile osób by mnie szukało. Raczej prawie nikt.

Bezsilność

Co raz mniej rozumiem. Co raz więcej mi się plącze. Co raz bardziej panikuje i się boje. Co mam powiedzieć? Są miliony słów ale ja żadnego nie wypowiem. Za bardzo się boje. Boje się, że to co się dopiero zaczyna już się skończy. Nawet chyba nie ma słów, które by opisały co czuję. Są zbyt banalne. Zobacz moje oczy, zobacz moją twarz. Zrozumiesz. Choć słowa cisną mi się na usta nie wypowiadam ich. A przynajmniej nie na głos.

Tak narawde nie istnieje. Ludzie pamiętają o mnie tylko wtedy gdy czegoś potrzebują. A ja się czuję jak w klatce. Nie potrafię z niej uciec. Nie potrafię się pozbyć tego uczucia. Nie mam swojego miejsca. W domu jestem sama, w szkole jestem prawie że sama, na oazie jestem gościem. Nie istnieje dla ludzi. Tak po prawdzie to najgorszy rodzaj samotności. Ludzie są do okoła ciebie, ale przypominają sobie o tobie dopiero wtedy, gdy czegoś potrzebują. A tak dla nich nie istniejesz, jesteś jak cień. Pojawiasz się i znikasz.

środa, 11 września 2013

Brak sił

Nie nie nie nie!
Mam dosyć. Wszystkiego! Serdecznie dosyć. Czy cały świat musi być przeciwko mnie? !  Czy choć raz coś nie może być po mojej myśli?! Może mi ktoś wytłumaczy dlaczego? ! Dlaczego teraz? ! Gdy jedna rzecz się wyprostowała!? To oczywiście kolejna! Nie wiem kto pisze mój scenariusz ale ma kiepskie poczucie humoru. Jeszcze ktoś chce mi dowalić?! Proszę bardzo! Gosia worek treningowy życia! Zapraszam! Walcie ile chcecie! W końcu i tak będzie musiała się podnieść!
Dajcie mi po prostu Gabrysie i jakieś miejsce na osobności. Bo inaczej nie wiem co zrobię...  nawet nie potrafię opisać swoich uczuć. Siąść i płakać. Pisanie nawet nie umie pomoc! Why? ! Nawet nie wiem czy mam jeszcze siłę walczyć...

Przytul i powiedz, że będzie dobrze. Że nie jestem sama. 

wtorek, 10 września 2013

Niudy

Nic ciekawego. Czwarta zmiana planu w szlole, koleje dodatkowe, zero spotkań. Znów zaczynam popadać w rutynę. W szkole funkcjonuję dzięki kawie. Wstać, wyjść odpowiednio wcześnie, być aktywna na lekcjach, do domu, chwila odpoczynku, roboty domowe, wieczorem zadania, kąpać się spać. Dzień w dzień.

Zaczynam się coraz bardziej przerażać samą sobą. Nie potrafię sie wyrwać z tej rutyny. Nie ma nawet kto mnie wyrwać. Życie niby zaskakuje, ale moje ostatnio występuje przeciw tej rególe. Staję się praktyczna. Zrobić tak żeby było tak dopasowane do tak. Nie ma spontana, który tak kochałam kiedyś w sobie. Nie ma tej wolności. Sztywne ramy życia. I chyba po woli żal mi samej siebie.

sobota, 7 września 2013

Potrójne :)

:) :) :)

Tylko tak póki co mogę zacząć ten post. Wyjątkowo uśmiechnięta. Teraz. Mam nadzieję, że to teraz potrwa ciutkę dłużej :) Dziś pierwsza oaza, spotkanie. Bardzo pozytywnie. I niechaj tak zostanie jak najdłużej :)

środa, 4 września 2013

Co mam powiedzieć?

Zaczyna mi się wszystko sypać. Mam po prostu dość. A to dopiero był drugi dzień szkoły. No ale tak, wracam do życia. Szkoda jedynie, że to zwykle oznacza więcej minusów niż plusów. Znowu zmęczona. Znowu przybita. Znowu mam dość.

Zakładałam dzisiaj nowy naciąg do gitary. Wszystko ok, choć miałam trochę problemów, bo musiałam nowe dziurki wywiercić, a raczek wykręcić wkrętem.  problem pojawił się przy ostatnim naciągu. Brakowało w zestawie dwóch wkrętów. No cóż. Trzeba było sobie radzić. Wzięłam przeszukałam stare, ale okazało się że są tępe i nie mogę ich wwiercić. Zrozumiałam to po jakiś 15 min zabawy i próbowania ich wkręcić, bez zbytniego uszkodzenia ich. W końcu wkurzona wzięłam, wykręciłam nowy i wkręciłam w miejsce gdzie miał być stary, a stary wkręciłam w miejsce nowego. Z drugim krętem zrobiłam tak samo. Lecz irytacja została zasiana. Założyłam dwie struny i poszłam robić obiad. Kiedy teraz wieczorem miałam chwilę zabrałam się za pozostałe struny. założyłam kolejne dwie, ale przy trzeciej już miałam problem. Co chwilę mi się rozwijała, nie potrafiłam jej nawinąć. Zirytowana tym i zachowaniem siostry poszłam do sklepu po czekoladę gorzką. Cała poirytowana, zła i sfrustrowana. Wróciłam już trochę spokojniejsza (po dwóch rajach czekolady) i spróbowałam jeszcze raz z siostrą. I ba dum cy. Struna pękła! Myślałam że zwariuję. Szybko sięgnęłam po kolejną porcję czekolady dla uspokojenia. Ściągnęłam pozostałe struny, nasmarowałam gryf i tyle. Teraz znowu muszę czekać na struny. Nie powiem, że mi nie smutno i że to zdarzenie nie zepsuło mi humoru.

Szkoła też nie najlepiej. Myślałam w zeszłym roku, że mam zajazd, ale się myliłam. Drugi dzień szkoły, a ja chcę już stamtąd uciec krzycząc "zostawcie mnie w spokoju, ja też chcę odpocząć i mieć chwilę dla siebie". Ale to tylko marzenia. Obecnie to wygląda tak: lekcje + trening, dodatkowe z maty, dodatkowe z polaka, dodatkowe z wos'u i historii, dodatkowe z religii, dodatkowe z geografii. Pewnie dojdą dodatkowe z angola i jeszcze kilku przedmiotów. W takim momencie cieszę się, że zrezygnowałam ze szkoły muzycznej, bo bym nie dała rady.

Koleżanki? Nie wiem co się dzieje. Nasze papużki nierozłączki się rozłączyły. Stworzyłyśmy dwójki. I w większości w nich funkcjonujemy. Z istotą bezosobową znowu się muszę nauczyć rozmawiać. Rozumieć itd. Po dwóch tygodniach na odludziu tylko z moimi rodzicami, znowu muszę nauczyć się funkcjonować w społeczeństwie. I nie wiem czy do końca mam na to siłę.  

wtorek, 3 września 2013

W szkole...

Czepiajcie się jeśli chcecie, ale pierwszy dzień szkoły to straszne nudy... Sama osobiście właśnie przeżywam ten dramat. Niewyspane dzieciaki, przysypiające na ławkach w trakcie mowy nauczycieli o przepisach BHP. Nie mówię, że to niepotrzebne, ale że słuchanie 12 raz to samo... Nom cóż. Jest nudne... Więc siedzę sobie na szkolnym korytarzu, tudzież w ławce i pisze starając się nie zasnąć i słuchać . No ale taku urok szkoły... I niech mi ktoś powie że pierwszego dnia szkoły mam się czegoś uczyć to zastrzelę. Powodzenia...

poniedziałek, 2 września 2013

Wszystko w skrócie, czyli co u mnie

Co u mnie? Takie dziwne, proste pytanie. Mogłabym zacząć od tego, że mam spuchnięte pół stopy. W trakcie wakacji dziabnęła mnie pszczoła. Trochę boli, trochę swędzi... No ale daję radę. W glany prawię nie wchodzę. DDW było genialne :) Ci ludzie. Ta moc. To spotkanie. Choć trochę to rozwalili, ale na to trzeba patrzeć pod dwoma kątami. Teraz, bez tych ludzi będzie mi po prostu pusto...

Dzisiaj rozpoczęcie roku. Nic ciekawego. Dwa miesiące odpoczynku zniknęły bezpowrotnie. Czas wstawania o 6.45, zrywania się z łóżka w celu zdążenia na lekcje można uznać za rozpoczęty. To chyba powrót do normalności. Znowu czas zajęty. Brak czasu na myślenie o czymkolwiek innym niż szkole. No może z małymi przerwami. Czas się obudzić ze snu. Wrócić do twardej rzeczywistości i zacząć żyć.

Długi czas

Minął miesiąc. Tylko albo aż. Tyle czasu albo tylko tyle czasu. Tydzień wcześniej miałam wrażenie że to tyle czasu, a teraz to dla mnie to tylko tyle czasu. Sama nie wiem co mam o tym, myśleć. Przeżyłam fajne wakacje w mojej ukochanej dziurze. Na domiar "nudy" w przeddzień wyjazdu użądliła mnie pszczoła. Na szczęście nie jestem uczulona, a spuchło nie aż tak bardzo jak mogło. Teraz mnie czeka Diecezjalny Dzień Wspólnoty :-)  Nareszcie zobaczę ludzi za krórymi tęskniłam tyle czasu ... I ubiore prawdopodobnie moje glany :-)  Dom... Mój kochany dom... Nareszcie :-)