Tak siedzę i myślę pisząc ten wpis. Emocje wygasły, radość znikła. Znowu są problemy i ból. I myślę wciąż, co napisać.Czy o tych radostkach, choć nie pozornych, to dających szczęście, czy może o problemach i myślach które mnie gnębią. A może o jednym i o drugiem? A może o niczym? A może jednak po prostu wykasować ten wpis i udawać, że nigdy go nie było?
Tysiące myśli mi krąży pogłowie. Po części pytań, po części stwierdzeń. I jak je tu przesiać? Duży, prawie pusty dom. Nawet jeżeli są w nim ludzie ja jestem sama. Sam na sam ze sobą. Bóg jest, ale jakby go nie było. Pozostaje modlitwa, ale czy ona coś daje? Nie wiem. Rekolekcje przede mną. Może się na nowo odkryję. Może na nowo odkryję ludzi i Boga. Może odkryję, że ludzie nie istnieją po to, aby mnie ranić. Ale aby być. Może wreszcie na nowo odkryję siebie. I wrócę będąc sobą. Prawdziwą sobą. Gosią. A nie jej dostosowaną do społeczeństwa, niewykończoną podróbką, która istnieje po to aby być na pokaz. Może.... Tyle może... Tyle niedokończonych myśli. A co jeśli... A co gdyby... A co jeżeli... A może mnie po prostu nie ma? Może nie istnieje już ta Gosia, która potrafi być sobą? Istnieje tylko niedokończona podróbka? Ale to nie może być prawda. Bo podróbki by nie było. A może jednak? Może to podróbka wykończyła prawdziwą istotę mnie? A może po prostu ją gdzieś głęboko uwięziła? A może moje prawdziwe ja czeka na osobę, której zaufa. Obcą. Ale która ją wyzwoli. Co jeżeli taka osoba już nigdy się nie pojawi? Moje fałszywe ja zniszczy to prawdziwe? Ale jaka ja jestem prawdziwa? Tak długo udaję, że nie mam pojęcia. Żyję "życiem" które mam na co dzień. Które wymaga ode mnie maski. Bo bez niej będę zbyt odsłonięta. Zbyt otwarta na innych i podatna na ich zranienia. Życie to jedna wielka gra. Teatr. Szkoda tylko, że ja nie potrafię być na scenie, ale bez kostiumu. Może kiedyś znowu się otworzę.
Obecnie nawał problemów, nadziei. Co z nich wyniknie? Pewnie nic. Jeszcze chwila i wakacje. Na dwa tygodnie prawie że stracę kontakt z ludźmi. Będzie jedynie te kilka osób na oazie. Reszta świata nie będzie istnieć. Choć niektórzy pewnie będą się przewijać w moich myślach. Będę pewnie przez nich płakać, ukrywać się. Nie wiem co mam zrobić. Moje siostry się kłócą. Jedna żyje we własnym świecie i wynikają przez to problemy u drugiej. A ja jestem w centrum. Zawieszona pomiędzy nimi. To w końcu moje siostry. I co ja mam zrobić? Nie mieszać się w to? Już jestem wmieszana. Nie przyznać jednej racji? Nie da się, bo po części tą rację ma. Nie bronić drugiej? W końcu to siostra. Co nie zrobię, prawie zawsze będzie źle. Pewna osoba napisała do mnie ostatnio słowa "Zło musi być zawsze, ale nie zawsze musi nas obchodzić". Szkoda tylko, że mnie obchodzi. Może kiedyś się nauczę żyć tak, aby mnie nie obchodziło...? Ale to znowu może...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz