Padnięta... Znowu! Spać mi się chce, bo znowu niewyspana. Noc... Gdyby istniało jeszcze coś takiego jak spokojny sen. Budziłam się co nie wiem ile i nie mam pojęcia ile razy. Jeszcze około 4 nad ranem mojej kotce się nudziło i zrzuciła z ponad metra wysokości cały worek drobniaków + pokaźny plik kartek. Wstałam to było przed 9, bo na 10.15 do kościoła.
Dzisiaj nie byłam na normalnej mszy, lecz na nabożeństwie. W kościele ewangelicko-augsburskim. Nie powiem, że nie było inaczej. Jedyny wspólny element to wyznanie wiary i Ojcze Nasz. Trochę trudno się połapać niekiedy, ale w sumie fajnie. Była tam dzisiaj uroczystość 140 lecia owej parafii. Z tej okazji grał tam Bejbik na swoim instrumencie. Więc z mamą pojechałyśmy tam aby posłuchać jak gra i zobaczyć jak to wygląda w innym kościele. Jedyny minus... Nabożeństwo trwało dwie godziny i piętnaście minut. Trochę długawo, lecz to dlatego, że to było ich święto.
Po obiadku pojechałyśmy wszystkie do babci. Jeszcze zabrałyśmy naszą drugą babcię - Danusię. Więc takim kompletem pojechałyśmy. Znowu hoho czasu jazdy i do szpitala pedałowanie po schodkach pod górkę. Ale... To frajda. W sumie u babci spędziłyśmy trzy godziny, potem na frytki (ja, mama + babcia Danusia), kawę (mama + babcia Danusia) i naleśniki (Bejbik). Później znowu powrót do domu. Trochę trudnawy, bo były takie dwa odcinki na których tak lało, że widoczność pięć metrów. Szyba zalana, wycieraczki się nie wyrabiały. Ale pomimo, że wszyscy wracali po długim weekendzie do domu na drodze nie było korków ani zastojów. Całe szczęście...
Teraz nareszcie w domu z ciepłą herbatką... Spać i jutro do szkoły. Jeszce rano mam prezentację obowiązkowego projektu z WOS'u... :/ No ale... Kolejny dzień niesie nową nadzieję. Na lepsze jutro :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz