Nie wiem, jak wy, ale dla mnie wybycie z domu w wakacje jest równe powrotowi do normalności :) Więc wyszłam o 11.30. Wróciłam....po 21 :D Skoczyłam do jej rodzinnego miasta Siostry. Poszłyśmy do sklepu muzycznego, na rynek... Tak spokojnie się przejść porozmawiać. Później do domu, aby zdążyć na banę dalej. Pojechałam do sąsiedniego, choć prawie wcale mi nie znanego, miasta, gdzie się spotkałam z istotą bezosobową :) Musiała owa istota sobie kupić buty, a dla niej to nie takie łatwe. Ile ja się nasłuchałam, jak owa istota nie lubi zakupów, łażenia po sklepach. Że nie ten rozmiar, nie ten kolor.... Masakra! Gorzej niż ja! No ale po zwiedzeniu pierwszego piętra centrum handlowego, przejściu się dwa razy przez deptak i zwiedzeniu wszystkich sklepów obównicznych poszliśmy znowu do centrum handlowego. tym razem zjechaliśmy na piętro -1 do CCC. Okazało się że mają fajne zniżki. I tam wreszcie znaleźliśmy te buty. Adidasy. Poszliśmy do KFC, zjedliśmy, napiliśmy się i stwierdziliśmy, że idziemy na Mszę. Akurat odprawiał ją ksiądz, z którym byłam na oazie :D Po mszy poszliśmy do niego, porozmawialiśmy itd. Niestety nie wyrobiłam się na wcześniejszego busa, więc w domu byłam dosyć późno.
Ale dzień był genialny. Dziękuję za to ;* Wiele to dla mnie znaczyło :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz