poniedziałek, 9 grudnia 2013

Życie

Żyję żeby żyć, nie żeby Żyć. Moje życie to chyba ostatnio jedno wielkie pasmo katastrof. Różnorakiego rodzaju. Począwszy od osobistych porażek-zdradzania samej siebie i danego sobie słowa, poprzez katastrofy w odniesieniu do innych-tracenie umiejętności ufania, przez te katastrofy większej osobisto-ludzkiej miary-nadal nie dotarłam do konfesjonału i póki co się nie zapowiada, poprzez te, które działają na moją psychikę, ciało, samopoczucie, humor-choroba. Żyję, aby żyć, nie po to, aby Żyć. Znowu milion pięćset sto dziewięćset robót do wykonania, obowiązków do spełnienia, oczekiwań do zrealizowania. Brak wolnego dnia w tym tygodniu, aby czegoś nie było. Tu prowadzenie konkursu, tu doświadczenia, tu próby wbicia na spotkanie do bierzmowania, tam diakonia słowa, gdzieś tam jeszcze spotkanie, no i między czasie próbne gimbazjalne. Do tego fakt kataru lejącego się z nosa, kaszlu, który próbuje za mnie wcisnąć wszystkie siły i chęci oraz zleksza nawalającego gardła wcale nie pomaga. Życie życiu nie równe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz