Dzisiejsze studenckie roraty... Uwielbiam. Moglabym uczestniczyc w takich mszach. Ciemny kosciol. Na wpol pelny. Godzina dwudziesta. Zero elektrycznosci. Ciemnosc poza kosciolem. I gdyby nie bylo dachu moznaby zauwazyc powolutku, z przyblizeniem sie godziny dwudziestej, zapaljace sie coraz wiecej jasnych, zoltych punkcikow. Plomieni. Nie tylko serc, ale rowniez swiec i lampionow. Czysty zywiol napedzany parafina, pszczelim woskiem, olejem. Oltarz przyozdobiony tylko lampionami. Prezbiterium tonace w cieplym blasku ognia swiec. Niski, cieply glos proboszcza i mimo wszystko glosny glos ludu. Delikatny dzwiek organow. Czlowiek czuje sie... niesamowicie. Samo misterium nabiera innej barwy. Innej wymowy. I gdzies tam wsrod tych ludzi i swiec ty. Mala istotka o dziwo wnaszaca wiele do wspolnoty. Sama obecnoscia. To poczucie, ze jest sie potrzebnym, ze potrzebna jest ta twoja swieca rozswietlajaca mrok. Nieziemskie. Az mi tak milo i tkliwe...
środa, 4 grudnia 2013
Roraty
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz